(De)konstrukcja tańca, czyli gombrowiczowska walka z formą
Pierwszolipcowy spektakl to nie lada gratka dla wielbicieli twórczości Witolda Gombrowicza. Studio Teatru Fizycznego, działającego przy Śląskim Teatrze Tańca w Bytomiu zaprezentowało sztukę pt. Elektrokosmos. Nazwa spektaklu jest lingwistyczną zabawą z językiem, gdyż tytuł stanowi kontaminacją słów „Kosmos”- ostatniej powieści Witolda Gombrowicza, wydanej w 1965 roku oraz „elektro”- przedrostek pochodzący od elektrociepłowni, miejsca wystawiania sztuki.
Zaczęło się niewinnie. Od tak. Na zaimprowizowanej scenie pojawiła się dziewczyna odziana w harcerski mundurek. Spragnione nowości oczy widzów omijając niewyróżniającą się niczym postać, podążając za myślami, gubiły się w plątaninie sznurów z bielizną.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się hałas. Mechanizm składający się z kilkunastu postaci został wprowadzony w ruch. Wraz z nasilaniem się kakofonicznych odgłosów aktorzy wykonywali coraz to bardziej ekspresyjne ruchy. Ich taniec przypominał psychodeliczny szał, który można także utożsamiać z elementami illinx (oszołomienia), tak charakterystycznego dla tańców afrykańskich. Zachowania sceniczne doskonale obrazuje wiersz Juliana Tuwima pt. „Mieszkańcy”:
Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.
Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.
Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lew(...)
W chwili, kiedy wydaje się, że neurasteczniczne zachowania nie będą miały końca muzyka ulega zmianie, światło przygasa, a środek sceny zajmuje jedna nieruchoma postać. Osoba ta jest uosobieniem gombrowiczowskiego bohatera. Stanowi alter ego Józia (Ferdydurke). Modelując twarzą ukazuje szereg grymasów, prowadząc swoisty pojedynek na miny z samym sobą. Pokaz przerywa przeraźliwy głos, oznajmiający śmierć Dawidka, który jak się potem okazuje był kotem. Zwierzę to zostało powieszone na haku. Jednakże zgodnie z konwencją klasycznej tragedii, widzowie, niczym starożytni spectatorzy dowiadują się o tym z ust posłańca. Komunikat powoduje zmianę zachowania bohatera. Widzowie są świadkami projekcji psychiki osoby, którą gnębią wyrzuty sumienia. Motywowany wypowiedzą ruch ponownie przybiera postać psychodelicznego tańca. Wyrzuty sumienia spowodowane morderstwem kota zostają uzewnętrznione za pomocą gestów. Po chwili muzyka milknie, a scenę zapełniają dziewczyny, wdzięczące się do publiczności. Teraz rozgrywa się niewybredny pojedynek na śmiech. Rechot jest metodą konstytuowania świata przez Gombrowicza (Pamiętnik z okresu dojrzewania). Bohater spektaklu nie radząc sobie z wyrzutami sumienia, postanawia wydrwić świat, jednak, by nie stracić kontaktu z rzeczywistością ciągle wymienia przedmioty życia codziennego, stanowiące słowa klucze jego świata. Spektakl kończy się ekspresyjnym tańcem, będącym klamrą kompozycyjną. Poziomu przedstawienia nie powstydziłby się nawet sam wielki dekonstruktor form. Wieńczący spektakl wątek muzyczny- utwór słoweńskiej grupy The Stroj, w którym pojawiają się elementy uderzania metalu o metal, można kojarzyć z wykuwaniem własnego losu.
Intrygujący występ zaprezentowany przez Studio Teatru Fizycznego w ciekawej oprawie scenograficznej przyciągnął rzesze widzów, którzy pochlebnie wypowiadali się na temat przedstawienia.
Magdalena Mikrut
|