An ovation for the Belgians!
Maria Clara Villa Lobos, “M, an average piece” (Wallonie – Bruxelles, Belgium)
Another Belgian performance, this time from Brussels, did not disappoint those viewers who expect theater piece to be cutting edge. In its own way it brought back to my memory an old metaphor of the theater, once said to be a mirror of life and the chronicle of a present time. “M, an average piece” represents a story of average, contemporary people, obsessed by the will to possess fashionable gadgets, including first and foremost the ubiquitous mobile phone. “M” provides an opportunity to sample the preferences of the overwhelming majority of people, for whom colorful tabloid magazines are the most exciting reading matter. It also shows how mentally impoverished people lose their humanity, becoming very similar to damaged machines, or old records, getting stuck in their repeated actions. Although it sounds rather sad, it is obvious that this performance mirrors us – that is the audience – us and our new technology devices, through which we are trying to kill, at least for a while, the boredom of mundane daily routine.
This theatrical reflection of modern society, created by choreographer Maria Clara Villa Lobos, comes from, needless to say, a distorting mirror. She would like us simply to laugh at ourselves, but there is no satirical malice or sharp criticism in this performance. The performance aimed rather at pointing behavior that is funny, playful, game-like, and presented in a film gag style. Some scenes were stopped exactly at the edge of a good taste, fortunately without crossing it. Fragments with bra insertions slipped into the partners' pants, or breakneck action accompanied by mobile phone tunes, seemed to me a re-working with modern references of traditional clown acts, such as Commedia del Arte (even masks were used), in which props in a banana skin style were replaced by a tin of Coke and a CD player. On the other hand, yesterday’s performance [boiled] with motifs derived straightly from cabaret. Various plays on words appeared ( for instance “you son of the Bush” was used as a variation of a popular swear), as well as cabaret- like parodies (or sketches) ridiculing everyday behavior, especially sexual one.
This Belgians' performance was undoubtably a success, the artists attracting the audience by their vision, and humorous ideas and making them laugh. Probably the audience was positively influenced by the structure in which all the elements of the performances were spliced together; even very serious matters were portrayed with a light touch. There was a sense of fluency and consistency in the way the scenes were combined and developed. I also admired the dancers’ ability to stimulate contact with the viewers, and the choreographer's intuition to show the grotesque elements of everyday reality. If we add to it a surprise ending, which so rarely happens in contemporary dance, my pleasure was complete when I was able to show my appreciation with warm
Author: Anna Koczorowska
Translator: Anna Koczorowska
***************************************
Brawo dla Belgów! Maria Clara Villa Lobos, M, przeciętna sztuka ( Walonia – Bruksela, Belgia)
Kolejne przedstawienie z Belgii na pewno nie zawiodło tych, którzy oczekują od teatru tańca aktualności. Ożyła - być może w sposób niezamierzony - szekspirowska metafora teatru: zwierciadła życia i kroniki swego czasu. „M, przeciętna sztuka” opowiada o przeciętnych współczesnych ludziach, owładniętych chęcią posiadania modnych gadżetów z komórką na czele. Przedstawienie daje próbkę upodobań przytłaczającej większości, dla której najbardziej ekscytującą lekturą są kolorowe, plotkarskie magazyny. Pokazuje też, jak wyjałowieni ludzie tracą swoje człowieczeństwo, upodabniając się do zepsutych maszyn – tancerze „zacinają się” w powtarzalnych czynnościach jak stare płyty. Jakkolwiek smutno to brzmi, bohaterami belgijskiego spektaklu jesteśmy, w mniejszym lub większym stopniu, my widzowie, z naszymi nowinkami technicznymi i innymi zabawkami dla dorosłych, przy pomocy których staramy się choć na chwilę zabić szarość i nudę codzienności.
To teatralne zwierciadło, podstawione przez choreografkę widzom, jest, dodajmy, zwierciadłem krzywym. Choreografka chciałaby po prostu, abyśmy pośmiali się trochę z samych siebie. Nie ma jednak w przedstawieniu satyrycznej złośliwości ani ciętego spojrzenia. Wyczuwa się nie tyle chęć ośmieszenia modnych postaw, ile pragnienie wydobycia tego, co w nich zabawne, rozśmieszające, komediowe, zbliżone do filmowego gagu. Niektóre sceny zatrzymują się dokładnie na granicy dobrego smaku, ale bez jej przekroczenia. Igraszki z wkładkami do biustonosza, wsuwanymi partnerom do slipów czy karkołomne wygibasy przy melodyjkach z komórek, wydawały mi się odnowioną przez nawiązania współczesne formą błazenady (były nawet maski), w której rekwizyty w stylu skórki od banana zastąpił odtwarzacz hi-fi i puszka Coca – Coli. Z drugiej strony, wczorajsze przedstawienie aż kipiało od wątków kabaretowych, pojawiły się różne formy gry słów ( „you son of a Bush” jako wariacja popularnego przekleństwa) i parodiowania codziennych zachowań, zwłaszcza seksualnych i małżeńskich. Przedstawienie Belgów niewątpliwie należy do udanych. Artyści zdołali wciągnąć publiczność do swojego świata, przekonać do swojej humorystycznej wizji, rozbawić. Niemała w tym zasługa formy przekazu – lekkości w traktowaniu poważnych tematów, płynności łączenia i rozwijania scen, umiejętności nawiązywania żywego kontaktu z widzami i intuicyjnego wyczuwania groteskowych elementów rzeczywistości. Jeśli do tego doda się jeszcze niespodziankę na koniec, niespodziankę w postaci naturalnego zakończenia spektaklu (które zbyt rzadko zdarza się w teatrze tańca lubującego się w formie otwartej, z przyczyn oczywistych nie przynoszącej pod koniec spektaklu niczego ciekawego) – obraz przyjemności, jaką odczuwałam bijąc Belgom brawo, będzie chyba pełen.
Anna Koczorowska
|