A JA NIE CHCĘ BYĆ ZOILEM
ALE SZCZEROĄŚĆ PRZEDE WSZYSTKIM
Patrzę na „wyBRAK” i zastanawiam się, dlaczego ten taniec mnie nie porywa. Jest w nim warsztatowa sprawność, ale nie ma płynięcia w ruchu. Młode tancerki są skoncentrowane przede wszystkim na sobie – każda osobno, toną we własnych myślach, śledzą w głowie kolejność figur. W założeniu BRAK jest osobisty, indywidualny. Ufają sobie nawzajem, ponieważ znają układ. Jeżeli upadną, to tylko w ręce partnerki, jeżeli zostanie im nadany ruch, to tylko rękami innych. BRAK przybiera różny kształt. Tak zaczyna się taniec: światło latarki kreśli w przestrzeni półokręgi ślizgając się po plecach pierwszej wytypowanej, by zatańczyła. Napędzona jego energią staje się wahadłem. Po jej lewej statyczna grupa, ktoś siedzi podpierany ciałami innych. BRAK ruchu. Jakieś minimalne poruszenie i lusterko w ręce. Lusterkowy zajączek jest kolejnym impulsem, trzeba gonić go po podłodze i wreszcie, po szaleńczym wyścigu złapać i uspokoić rozedrgane ciało. Pojawi się jeszcze i BRAK bycia z. To zaufanie do techniki gwarantującej bezpieczeństwo sprawia, że tancerki są dla siebie podpórkami, punktami odbicia, a nie żywą materią, partnerem interakcji, rozmowy. Ich taniec określa BRAK swobody, wolności, wyobraźni. A BRAK emocji jest nieustający. Wszystko to powoduje, że zaprezentowana choreografia idealnie oddaje nadany jej tytuł: „wyBRAK”. I nie dziwi mnie to, kiedy w programie czytam, że wrocławscy artyści w działaniu kierują się zaledwie odbiciami impulsów , widzą w nich nośniki informacji. Efektem może być tylko odbicie odbicia, coś niewyraźnego, majaki ciała. Paradoksalnie brak jest doskonałym katalizatorem wszelkiego działania, ale brak przetworzyć w brak potrafią chyba tylko autorzy „wyBRAKU”.
Koniec narzekania. Część druga prezentacji dała mi szansę nie bycia posądzoną o zoilowatość do szpiku kości. Tańce te nie zostały nazwane, nie każą więc wierzyć w przyłatane teorie.
Trzech ‘facetów w czerni’ z niesamowitą inwencją mogliśmy zobaczyć w misji obtańczania niebieskich worków i ich zawartości. Pokaż mi, co masz w worku, a powiem ci, kim jesteś – wedle tej maksymy zbudowali postaci zindywidualizowane, obdarzone różnymi temperamentami. Atutem była duża dawka autoironii i dystansu do samych siebie. Widać było, iż świetnie czują się na scenie – kto wie, ile w nich z aktorów, a ile z tancerzy. Na pewno jedno drugiemu nie zaszkodzi.
Historyjkę krótką, acz treściwą przedstawili Anna Krych i Jacek Gębura. Ona - nieco zaspana i bałaganiarska lady a la Courtnet Love. On – urodzony zdobywca z sentymentem do jej nieporządnej fryzurki. Taki brudny taniec, uładzony szczyptą kokieterii. Wreszcie spotkanie owocujące burzliwym romansem. Koniecznie awantura z użyciem rękoczynów. Ale przecież on wybaczy...
Joanna Pyrcz
„wyBRAK” oraz „Tańce, których nikt nazwać nie chciał”, choreografia: zespół,
Studium Tańca Współczesnego / Teatr Tańca Współczesnego / MTT ARKA, Wrocław.
|